piątek, 17 sierpnia 2018

Na plaży w Darłówku...

Każdy na pewno słyszał o tragedii, która rozegrała się na plaży w Darłówku. Matka pozostawiła na moment troje starszego rodzeństwa, by udać się z młodszym do toalety. W tym czasie całą trójkę porwała wysoka fala. Żadne z dzieci nie przeżyło.
Nie sposób przejść obojętnie wobec takiego wydarzenia. Jedni współczują matce. Inni ją obwiniają, że pozwoliła na kąpiel, mimo zakazu ratowników.  Jeszcze inni pytają: "Gdzie był Bóg?..." Jako matka sama zaczęłam rozmyślać nad tym pytaniem. Strata dziecka jest niewyobrażalną tragedią. Nie wiem, jakbym ją przeżyła. A tu strata od razu trójki...
Gzie był Bóg - brzmiało mi w głowie pytanie internauty. 
Ale zaraz, chwila! Skąd pomysł, że Bóg jest od głaskania po główce i tłumaczenia człowieka - jak wychowujący bezstresowo rodzic: Wie pani, on teraz przechodzi taką fazę. Nie chciał pani opluć/pogryźć/pobić...
Taki rodzic chce przychylić dziecku nieba, a koniec końców pcha je do piekła. Nienauczone granic dziecko zderzy się kiedyś z konsekwencjami swoich działań. Jakie będzie miało narzędzia, żeby się z nimi zmierzyć, skoro to mama zawsze rozwiązywała problem? Głaskanie po główce nie jest naturalną metodą wychowawczą. Ptak w gnieździe nie cacka się z pisklęciem - chce je nauczyć latania, więc wypycha z gniazda. Wilczyca chapnie zębami młode, gdy trzeba je przywołać do porządku.
Skąd pomysł, że człowieka to nie dotyczy?
Może właśnie tu był Bóg. Może odebrał to, co wcześniej dał. Odwrócił się jak adorator kapryśnej dziewczyny, zasypujący ją prezentami, przyjmowanymi jako oczywistość, niedocenianymi.
A może jak zmartwiony rodzic posunął się do wymierzenia kary, gdy nie działały ostrzeżenia, jedno, drugie, dziesiąte.
A może wcale Go tam nie było, bo nie był mile widziany?
To już  nie moje zadanie odczytać przekaz.
Ja mogę tylko dziękować i doceniać to, co mam i dostaję każdego dnia.


poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Spacerkiem przez życie



We śnie idę brzegiem morza z Panem ... 
Oglądając na ekranie nieba całą przeszłość mojego życia ... 
Po każdym z minionych dni pozostawały dwa ślady stóp na piasku, jeden należący do mnie, a drugi do Pana ...
Czasem jednak widziałem tylko jeden ślad odciśnięty w najcięższych dniach mego życia.
I zawołałem do Pana: "Zdecydowałem się pójść za tobą, a ty przyrzekłeś być zawsze ze mną!
Dlaczego, kiedy potrzebowałem cię najbardziej, zostawiałeś mnie?! "
Pan odpowiedział: "Dziecko najdroższe, kocham cię i nie porzucę cię nigdy!
W ciężkich chwilach i cierpieniu, tam, gdzie widzisz jeden ślad stóp, to ja niosłem ciebie na swych ramionach "

Mary Stevenson "Footprints in the sand"


Moja wizja tego spaceru:
Brzegiem morza spaceruje ojciec z dzieckiem. Kochający rodzic rozumie potrzeby dziecka. Da nóżki pomoczyć, poganiać się z falą. Oddalić się troszkę: Aa, niech się cieszy z samodzielności – myśli czule.
Dziecko jednak w swej niedojrzałości nie szanuje dobrego ojca. Wybiega za głęboko w wodę. Oddala się niebezpiecznie, ginąc w tłumie ludzi. Gdy robi się groźnie, zawraca do taty. Ale gdy tylko zagrożenie mija, znów zatraca się w zabawie i nie słucha nawoływań rodzica.
Ten woła raz, drugi, trzeci, lecz dziecko jest już zbyt  rozochocone, żeby słuchać. W końcu ojciec przejęty bezpieczeństwem dziecka, łapie je i wymierza klapsa! Dziecko się momentalnie otrzeźwia. Skarcone rozpoznaje swoje miejsce i zaczyna słuchać. Daje sobą kierować. Ufa.
Tak widzę i moją chorobę i inne nieszczęścia, które na nas ludzi spadają. Gonimy za "wyznacznikami sukcesu", mamy swoje ideologie, pasje, przekonania. Może nawet znajdziemy chwilę dla Boga, żeby o coś poprosić, odbębnić rytuał raz w tygodniu...
A On tak dużo chce nam przekazać. 
Jak mocno musimy oberwać, żeby usłuchać? Niektórych wystarczy lekko skarcić. Mi trzeba było ostro przyrżnąć, żebym nabrała respektu. Są też pewnie tacy, którzy nigdy nie zmądrzeją. Będą chcieli uczyć się życia "samopas", choć mają pod ręką genialnie dobrego rodzica, który chciałby ich dobrze wychować.
Tym bardziej to dziwi, bo przecież w głębi duszy każdy z nas tęskni za idyllą dzieciństwa.
Do beztroski, bezpieczeństwa w czyichś opiekuńczych ramionach, gdy to ktoś inny  o wszystko się martwi i wszystkim zajmuje. 
A przecież ten rodzic kochający, opiekuńczy, który wszystkim się zajmie – jest na wyciągnięcie ręki. Przestań biegać już na oślep po tej życiowej plaży. Zatrzymaj się, zawołaj, na pewno odpowie.  Weźmiecie się za ręce i pój-dziecie już dalej razem.







Jak przed laty ukryto przede mną szczęście

– Jak to się mogło stać? – przeżywałam niedawno lekturę Starego Testamentu – Dyletanctwo? Ślepa wiara w naukową propagandę? Dawno tem...