sobota, 27 października 2018

Jak Einstein w Matrixie cz.1

Jesteśmy w sytuacji dziecka wchodzącego do olbrzymiej biblioteki wypełnionej książkami w wielu językach. Dziecko wie, że ktoś musiał napisać te książki, ale nie wie jak. Nie rozumie języków, w których owe książki zostały napisane. Dziecko wyraźnie dostrzega tajemniczy porządek w układzie ksiąg, ale nie wie, co to jest.
Taki, wydaje mi się, jest stosunek nawet najbardziej inteligentnej istoty ludzkiej do Boga.

Tak Albert Einstein w wywiadzie odbytym w swoje 50-te urodziny opisuje relację człowiek-Bóg. Skupia się na przeczuciu istnienia Boga,
które drzemie w każdym człowieku. Ono to powoduje, że Go poszukujemy. Często błądząc po drodze.
Einstein opisuje sytuację, gdy dziecko do znalazło się w tajemniczej bibliotece. Ale wyobrażam sobie, że istnieje całe mnóstwo dzieci, które do biblioteki się nawet nie dostało. Słyszeli tylko o jej istnieniu. Udali się pod odpowiedni gmach, a tam - napotykają strażników, żądających przyniesienia zaświadczeń, wykazywania się umiejętnościami i właściwą postawą. Nawet jeśli są na tyle zdeterminowani, żeby wszystko wypełnić, nie jest powiedziane, że trafią we właściwe miejsce. Może się okazać, że wejdą do stworzonej przez człowieka atrapy. Trzeba tam wciąż coś robić: uczestniczyć w rytuałach, nabożeństwach, litaniach, roratach... Każą im klęczeć, wstawać, pielgrzymować i pościć. Mają być zbyt zajęci, by rozejrzeć się dokładnie wokoło i dostrzec, że te wszystkie ksiażki to fototapeta...
Kto bystry, w końcu się zorientuje, jak to naprawdę wygląda. Zniechęcony jednak, twierdzi, że tajemniczego porządku nie ma. Że biblioteka to wymysł ludzi, którzy chcą oszukiwać innych. 
Mało kto wie bowiem o pewnej właściwości Biblioteki. Wejście do niej pojawia się, gdy szczere serce pragnie wejść. Gdy człowiek prawdziwie czuje, że bez Boga sobie nie poradzi i chce iść przez życie wespół z Nim.
Gdy zaś jakiś wchodzący chce to miejsce zaanektować, wydzielać innym, słowem: gdy jego intencje nie są czyste - wejście znika.
Kościół Katolicki będący takim strażnikiem-uzurpatorem dawno już przejścia do środka nie ma. Po przejściu pozostała tylko gigantyczna zdobna brama z rozbudowaną siecią biurokratów zbierających zaświadczenia i opłaty. 
Oraz tłumy zawiedzionych ateistów.
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego Einstein, tak przenikliwy w swojej obserwacji, nie poszedł dalej? Dlaczego nie odnalazł Boga? Czy w ogóle go szukał, czy zniechęcony postawą uzurpatorów zatrzymał się na etapie Jego przeczucia?
W swojej korespondencji z Guyem Runerem z 1945 roku tak dementuje pogłoskę, jakoby nawrócił się pod wpływem pewnego jezuity: „Nigdy w życiu nie rozmawiałem z żadnym jezuitą i jestem zdziwiony, że ktoś z taką bezczelnością wypowiada o mnie kłamstwa. Z punktu widzenia jezuity jestem oczywiście i zawsze byłem ateistą”. 
Pytanie czy rzeczywiście nim był, czy po prostu nie odnajdywał się w żadnej poznanej grupie wyznawców piwnicznej atrapy. Oczywiście można się asekurować i wmawiać sobie, że Bóg to mit. Jak odkrywca, który ma dość szukania i chce wieść spokojne życie obywatela. Zmęczony i sfrustrowany wmawia sobie, że skarb nie istnieje, a wszelkie wskazówki do jego odnalezienia to legendy. 
Można pod wpływem chwilowego zwątpienia decydować, że nie będzie się odkrywcą i zostanie księgowym.  
Ale czy to daje szczęście? Nie żyje się w zgodzie z własną naturą. I traci szansę na odnalezienie skarbu.  
A jest czego szukać! To, na czym się skupiają uzurpatorzy, nie umywa się nawet do rzeczywistego stanu.

Proście, a będzie wam dane. Szukajcie a znajdziecie (...) Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.
                                                                                            (Mt 7,7)     





niedziela, 7 października 2018

Dotrzymać kroku... kardashiankom?

Przeglądając program telewizyjny, natknęłam się na zapowiedź: “Keeping up with the Kardashians". Sezon 15.  
To już 15 sezonów?! 
Rozumiem, że reality show się dobrze sprzedaje,  ale aż tak...
Są fryzury naśladujące styl karda-shianek. W aplikacjach upiększających zdjęcia znajdziemy typy makijażu nazwane: Kim, Kourtney  Khloe.  
Są oczywiście linie kosmetyków i odzieży sygnowane nazwiskiem Kardashian, a każdy news o rodzince ponoć świetnie się sprzedaje.
Fenomen popularności Kardashianów to oczywiście zasługa ludzkiego wścibstwa. I fantazji o życiu bogacza. Kiedyś zaspokajał te potrzeby serial "Dynastia" - niekwestionowany symbol stylu lat 80.  
Zastanawia, czemu tych wszystkich pieniędzy  - niewątpliwie wpompowanych w promocję - nie wydano na rozkręcenie jakiegoś serialu właśnie. Porządnie zrobiony serial z dobrymi aktorami przecież lepiej się ogląda. 
Może świadomość, że to prawdziwi ludzie bardziej kręci widzów? 
A może, oglądając "prawdziwe życie", występujące tam wzorce silniej przyswajamy jako normę? 
“Dynastia” swego czasu też oswajała widzów z pewnymi zachowaniami (np. homoseksualizmem), ale wiadomo było, że to tylko film. Może,  obserwując prawdziwych ludzi, i to nie byle jakich: wykształconych, bogatych, sławnych - niczym rodzina królewska - gotowiśmy uwierzyć, że ich styl życia jest czymś normalnym?
Widz przekonuje się tu, że transwestyta to normalny człowiek, szanowany przez swą sławną rodzinę. W swojej dewiacji  nie mający ani nie stwarzający problemu w jej funkcjonowaniu.
Widz wystawiony na epatowanie nagością w końcu  uniewrażliwia  się  na  nią  i już nie rażą go wielgachne dekolty i obcisłe, prześwitujące stroje celebrytów. Zaczyna myśleć, że to normalne w tych czasach. Taka moda...
Pytanie, czy normą jest to, co robi większość w tych czasach? 
Czy może to, co w daną rzecz zostało założone?
Słyszałam o przypadku, gdy awaryjnie zrobiono żelazkiem tosty. 
Podobno zdarzyło się też komuś niechcący wyprać w pralce kota. 
Czy jeśli ludzie robiliby to na szeroką skalę, to można by przyjąć, że żelazkiem robimy tosty, a pralka służy do mycia kotów? 
Przecież producent tych urządzeń wydał do nich instrukcje, gdzie wyraźnie napisał, do czego służą. 
Nie inaczej jest z człowiekiem.  Dołączono do niego instrukcję - Słowo Boże, które wpierw tylko słyszał, później już spisywał i przekazywał. 
Czemu tak niechętnie do niej zaglądamy ? 
Czy podchodzimy jak do zwykłych urządzeń: "Eee nie mam czasu ... co ja blendera nie umiem obsłużyć?.. Popróbuję to ten przycisk to inny i zawsze się dojdzie, co i jak..."  ?
Czy może przekonał nas ktoś, że jest mądrzejszym, specjalnie wyedukowanym pośrednikiem pomiędzy nami a Bogiem i streści nam tę skomplikowaną instrukcję?
Nie bądź głupi! 
Człowiek to najgenialniejsze urządzenie, jakie kiedykolwiek stworzono. Naprawdę sam je rozgryziesz?  
Od jego prawidłowego działania zależy to, co najcenniejsze – twoje życie. Czy chcesz coś tak cennego powierzać w ręce innego urządzenia?


Jak przed laty ukryto przede mną szczęście

– Jak to się mogło stać? – przeżywałam niedawno lekturę Starego Testamentu – Dyletanctwo? Ślepa wiara w naukową propagandę? Dawno tem...