– Jak to się mogło stać? – przeżywałam niedawno lekturę
Starego Testamentu – Dyletanctwo? Ślepa wiara w naukową
propagandę?
Dawno temu podczas
zajęć z literatury starożytnej omawialiśmy Biblię. Sporo
przeczytałam, ale obraz Boga, jaki z tej lektury wyniosłam, był
wypaczony. Widziałam tylko pozory, które mi podpowiadano w
opracowaniach: Surowy, bezwzględny sędzia. Stwórca, oczekujący od
człowieka absolutnego posłuchu. Tyran, niemalże.
Dlaczego takie
wnioski nie kłóciły mi się z informacją wprost w Biblii podaną,
że „Bóg jest miłością” (1 J 4, 8) ? Dlaczego nie
dostrzegłam obrazu, który przeziera z każdego niemal fragmentu?
Weźmy np. Księgę
Izajasza.
Oto, jak Bóg
poprzez proroka karci naród wybrany:
Oto
gdy pościcie, kłócicie się i spieracie, i bezlitośnie uderzacie
pięścią. Nie pościcie tak, jak się pości, aby został
wysłuchany wasz głos w wysokości.
Czy
to jest post, w którym mam upodobanie, dzień, w którym człowiek
umartwia swoją duszę, że się zwiesza swoją głowę jak sitowie,
wkłada wór i kładzie się w popiele? Czy coś takiego nazwiesz
postem i dniem miłym Panu?
Lecz
to jest post, w którym mam upodobanie: że się rozwiązuje
bezprawne więzy, że się zrywa powrozy jarzma, wypuszcza na wolność
uciśnionych i łamie wszelkie jarzmo,
Że
podzielisz twój chleb z głodnym i biednych bezdomnych przyjmiesz do
domu, gdy zobaczysz nagiego, przyodziejesz go, a od swojego
współbrata się nie odwrócisz.
Wtedy
twoje światło wzejdzie jak zorza poranna i twoje uzdrowienie rychło
nastąpi; twoja sprawiedliwość pójdzie przed tobą, a chwała
Pańska będzie twoją tylną strażą.
Gdy
potem będziesz wołał, Pan cię wysłucha, a gdy będziesz krzyczał
o pomoc, odpowie: Oto jestem! Gdy usuniesz spośród siebie jarzmo,
szydercze pokazywanie palcem i bezecne mówienie,
Gdy
głodnemu podasz swój chleb i zaspokoisz pragnienie strapionego,
wtedy twoje światło wzejdzie w ciemności, a twój zmierzch będzie
jak południe (Iz 58, 3-10)
Przecież to ten sam przekaz, który niósł Jezus! - powinnam była pomyśleć. Wyciągnąwszy wnioski z tego i innych fragmentów, mogłam dostrzec, że Bogu nigdy nie chodziło o ślepe posłuszeństwo, jak tyranowi. Od początku chodziło mu o dobro człowieka, jak kochającemu rodzicowi. Owszem, gniewał się na nieposłusznych, wymierzał kary, ale też wybaczał i okazywał łaskę: Nie na wieki wiodę spór i nie na zawsze się gniewam (Iz 57, 16) – przypominał.
Bóg jest jak kochający rodzic. Jego zafascynowane nie tym, co trzeba, dzieci wybrały tułaczkę, wzgardziwszy rodzinnym gniazdem. I choć odeszły w brzydkim stylu, choć wzbudziły w Ojcu gniew, nie odwrócił się od nich.
Bóg jest jak kochający rodzic. Jego zafascynowane nie tym, co trzeba, dzieci wybrały tułaczkę, wzgardziwszy rodzinnym gniazdem. I choć odeszły w brzydkim stylu, choć wzbudziły w Ojcu gniew, nie odwrócił się od nich.
Gdy
skruszone prosiły o pomoc, wpływał na okoliczności i podpowiadał
rozwiązania. Dawał rady i wskazówki. Cały czas wychowywał, choć
na odległość.
Aż
nadszedł czas, gdy Ojciec odwiedził stęsknione dzieci. Dostały już swoją
nauczkę, więc pora wrócić. Pojawił się, żeby osobiście
wręczyć im bilet do domu. Pokrył też wszelkie koszty. Zapłacił
za wszystko, co nabroiły i niemało dał na przyszłe straty. Ale
nie miał względu na cenę. Poświęcił się. On, właściciel
wszystkiego, niewyobrażalnie wysoko postawiony pozwolił maluczkim
poniżyć się i skrzywdzić, by ratować swoje dzieciaki.
Mając
świadomość prawdziwego oblicza naszego Ojca, odchodzi ochota na
wszelką krnąbrność. Pojawia się naturalna chęć, by Go nie zawieźć, nie zasmucić.
Być
może dlatego „coś” jakby nie chciało dozwolić człowiekowi
rozpoznać tego oblicza.
Od
wieków jak nie – brak dostępu do Słowa, to odciąganie uwagi na
bulle i katechizmy. Jak nie – robienie z Biblii legendy, to
alternatywne wersje Boga, żeby Jego prawdziwego oblicza nawet nikt
nie szukał. Ale da się przekroczyć te zasieki. A szczęście,
jakiego się potem doświadcza, jest ogromne.